Spotkania z Krakowskimi Kawiarniami: odcinek 5 z 6
Plujka czy z ekspresu?
Po drugiejII wojnie światowej w Polsce zmienił się ustrój polityczny. W teorii oznaczało to gorsze czasy dla kawiarni – wszak partyjne władze ceniły wytężoną pracę ludu, a nie bezczynne przesiadywanie po lokalach. Kawa była w PRL-u symbolem luksusu. W domach królowała ta mizernej jakości, zbożowa albo kawa-plujka, zalewana w szklance. Przywykli do specyficznego rytmu życia krakowianie, ze swoją bohemą na czele, nadal jednak potrzebowali kawiarni. Dlatego zawsze znajdowali sposób na to, by radzić sobie w niesprzyjających okolicznościach.
Zmiany narzucone przez Polską Partię Robotniczą, zapoczątkowane ogłoszoną w 1947 roku tzw. „bitwą o handel ”, przestawiały gospodarkę na socjalistyczne tory, dążąc do eliminacji własności prywatnej. Dla właścicieli kawiarni oznaczało to oczywiście duże kłopoty.
Problemy zatem znowu – jak i za okupacji – miała rodzina Noworolskich. Zaraz po wojnie senior rodu, Jan Noworolski, wrócił do kawiarni w Sukiennicach, a jego syn Tadeusz – do swojego lokalu przy Długiej 12. Jednocześnie Noworolski junior – nie zważając na dynamiczną sytuację polityczną – otworzył nową kawiarnię. Lokal na Sławkowskiej 32 mieszkańcy nazywali „Małym Noworolskim”.
Niestety, już w 1949 roku do Jana Noworolskiego zapukali tajniacy z Urzędu Bezpieczeństwa. Niewiele się z nim certoląc , zabrali całodzienny utarg, rodową biżuterię i przejęli lokal, który był pozostawał w rękach rodziny przez czterdzieści lat. Tadeusz Noworolski został z kolei zmuszony do tego, by opuścić kawiarnię przy Sławkowskiej.
W 1950 roku powstały Krakowskie Zakłady Gastronomiczne „Kawiarnie”, które zaczęły anektować odebrane właścicielom lokale na szeroką skalę. Do końca roku już niemal wszystkie stały się państwowymi, niektóre zaś zlikwidowano. O dziwo, owiane złą sławą KZG mogą odnotować i pewien sukces. Założoną przez nie w 1950 roku Sportową, leżącą na rogu Grodzkiej i placu Dominikańskiego, krakowianie polubili .
Trudne chwile przeżywała za to legendarna Jama Michalika, także
zaanektowana przez KZG. Potwierdzają to słowa pisarza Gabriela Garcii
Marqueza, który w 1956 roku wizytował Kraków i zapuścił się do Jamy:
Od zeszłego stulecia nic się chyba nie zmieniło. Stare, pluszowe
obicia, stare meble, starzy muzycy i równie stare instrumenty,
grające coś, czego młodzież nie umie tańczyć. Cóż, w kawiarni –
będącej już wtedy poniekąd muzeum kawiarni –, zachowały się i inne
relikty przeszłości. Ot, choćby znajdujące się w toalecie tzw.
womitorium, czyli rzygalnica. Pod koniec lat 50. sytuacja rzeczy się
poprawiłay – KZG skończyło remont i konserwację Jamy Michalika,
która znów otworzyła się dla gości. Z jakością kawy było tu jednak
różnie.
Odwilż 1956 roku przyniosła krakowianom nowe nadzieje. Powiewem
wolności i nadzieją na normalność był wtedy jazz i rock and roll.
Krakowscy miłośnicy tej zakazanej muzyki przesiadywali choćby w
Jazz-Klubie Helikon , który działał w latach 1956–1969 w przy ul. św.
Marka 15. Prócz tego roztańczona i rozśpiewana bohema spotykała się w
nowo powstałej Piwnicy pPod Baranami i nadal w przedwojennej Kawiarni
Plastyków. Bywał tam sam Tadeusz Kantor:
Sala na Łobzowskiej była królestwem Kantora. Codziennie siadywał tam
w swoim długim, przerzuconym do tyłu szalu, a wokół miał wieniec
dyskutantów – wspominał scenograf Kazimierz Wiśniak.
Dodawał jednak uczciwie, że nie widział, by autor spektaklu Umarła klasa kiedykolwiek tańczył.
W Krakowie długo mawiano, że liczy się tylko centrum – żadne lokale spoza niego nie mogą liczyć na sukces. A jednak inny był los założonej w 1956 roku w Nowej Hucie – a dokładniej w aAlei Róż – Stylowej. Zbierała się w niej nowohucka elita: lekarze, nauczyciele, inżynierowie, którzy chcieli potańczyć, na organizowanych tam dancingach... Z drugiej strony wieść niosła, że miejsce było rajem dla cinkciarzy.
Przełomowy w kawiarnianym życiu Krakowa był za to rok 1958 – obrodziło wtedy nowymi, bardziej i mniej ciekawymi lokalami. Popularnością cieszyły się nawet i te podejrzane , jak ten otwarty w podziemiach Wieży Ratuszowej na Rynku Głównym. Czemu? Odpowiedź jest prosta. W tych czasach w Krakowie działało tylko około dwudziestu kawiarni. Chęć oderwania się choć na chwilę od siermiężnej rzeczywistości i przeludnionych mieszkań była tak wielka, że do tych nielicznych miejsc ustawiały się długie kolejki.
Serca krakowianom skradła za to całkowicie założona w 1958 roku przy Siennej 13 kawiarnia Fafik , związana ze środowiskiem „Przekroju”. Bywalców fascynowało też niezwykłe wnętrze lokalu, zaprojektowane przez artystę Leopolda Pędziałka – metalowe stoliki były wprawdzie niewygodne, ale intrygująco wyglądały intrygująco.
W tym samym roku krakowianie dostali też Kolorową – lokal mieszczący się przy Gołębiej 2. Knajpkę pokochali artyści Piwnicy pod Baranami. Jeśli ktoś chciał spotkać w tych latach założyciela kabaretu Piwnicy, Piotra Skrzyneckiego, biegł na Gołębią.
Rok później zaś z inicjatywy KZG na ul. św. Jana powstał też kultowy i istniejący do dziś bar Rio. Ta pierwsza w mieście kawiarnia samoobsługowa, urządzona według awangardowych trendów lat 60., zrobiła furorę . Podkreślano, że podawano tam zawsze wyborną, kawę.
Dla wielu był to prawie kawałek Paryża w Krakowie.
Generalnie Zasadniczo jednak jakość kawy w PRL pozostawiała wiele do życzenia. W latach 40. zlikwidowano prywatne hurtownie, a w 1950 roku ostatnią, profesjonalną palarnię – Moccę na ul. Wiślnej 3. Jak marną kawę musieli wtedy pić krakowianie, pokazała kontrola Państwowej Inspekcji Handlowej z 1959 roku.
Bywało jednak, że biznes kawiarniany nawet i w tym niełatwym okresie przeżywał wzloty. W latach 60. w krakowskich kawiarniach pojawiły się nawet wydajne ekspresy włoskiej produkcji oraz – o dziwo – grające szafy, które ostatecznie miały krótki żywot.
Do miejskiej legendy przeszedł otwarty rok później przy Zwierzynieckiej 25 bar kawowy Marago. Stałym bywalcem lokalu był założyciel „Przekroju”, Marian Eile. Pewnie cieszyło go, że na ścianach można było znaleźć zabawne sentencje pochodzące z jego tygodnika.
Do białego rana działał również znów słynny Feniks, do którego mogli
wpadać klienci spragnieni wrażeń. Dochodziło tam bowiem do wielu
podejrzanych sytuacji. Stała bywalczyni lokalu, Agnieszka Osiecka,
wspominała:
Ktoś kogoś spisywał, ktoś się z kimś tarmosił jak niedźwiedź, ktoś
do kogoś przepijał, a gdzieś tak o czwartej nad ranem więcej śladów
życia dobiegało z szatni niż z sali.
Ale jednaInna z legendarnych i istniejących do dziś kawiarni powstała u schyłku epoki gierkowskiej. Mowa oczywiście o Vis-àa-vis – założonym w 1978 roku przy Rynku Głównym 29 barze, zwanym pieszczotliwie Zwisem. Z dnia na dzień przenieśli się do niego artyści z kręgów Piwnicy pod Baranami, porzucając swoją dotychczasową kwaterę – Kolorową na Gołębiej. Można powiedzieć, że Piotr Skrzynecki przesiaduje tam do dziś. PrzedPod lokalem, na metalowym krzesełku, siedzi jego naturalnej wielkości rzeźba.
Tymczasem nadciągały czasy transformacji ustrojowej, która znów zmieniła oblicze krakowskiego życia kawiarnianego. Jak słynne krakowskie kawiarnie poradziły sobie w starciu z kapitalizmem? Jak wyglądał w latach 90. popularny dziś wśród turystów Kazimierz? Dlaczego warto trwonić czas w Zaułku Niewiernego Tomasza? Do którego krakowskiego lokalu najchętniej chadzała Wisława Szymborska? O tym wszystkim w ostatnim odcinku Spotkań z kKrakowskimi kKawiarniami.
Zobacz odcinek 6!