Spotkania z Krakowskimi Kawiarniami: odcinek 6 z 6

Twarze przy barze

Usiedli na zewnątrz, to już raczej ostatnie dni kawiarnianych ogródków, jesień. Przed Wieżą Ratuszową leżała głowa cudnie wyrzeźbiona przez Igora Mitoraja (...). Sam Artysta powiedział, że nie wyobraża sobie, żeby dzieło miało stanąć gdzie indziej niż na Rynku Głównym. Dar Artysty dla klientów Zwisu – Marcin Świetlicki, Dwanaście

Trudno sobie wyobrazić, by we współczesności można było pozbawić krakusów podstawowej części ich tożsamości, czyli oczywiście kawiarni. A jednak te, szczególnie u progu nowych czasów, przeżywały trudne chwile.

Na ich losy wpływała zmieniająca się na przełomie lat 80. i 90. sytuacja polityczna i gospodarcza. Z jednej strony pozytywnie, bo uprzednio zawłaszczone przez państwo lokale znów mogły znaleźć się w rękach pasjonatów. Z drugiej strony, kamienice mieszczące kawiarnie wracały do dawnych właścicieli. Drastycznie rosły w nich czynsze, a biznes prędko robił się nierentowny.

Ważne dla krakowian miejsca przegrywały w starciu z kapitalizmem. W ten sposób upadły choćby Literacka, Mozaika czy Telimena. Tam, gdzie niegdyś działały kawiarnie, powstawały sklepy z ekskluzywną odzieżą, chińskie restauracje czy banki.

Czołowe zderzenie z nowymi czasami czekało też lokale z wieloletnią tradycją, czyli Noworolskiego czy Jamę Michalika. Zanim Tadeusz Noworolski odzyskał swoją kawiarnię w Sukiennicach, musiał w 1992 roku przetrwać strajk obsługi, która wcale nie chciała pracować dla prywatnego przedsiębiorcy.

Z kolei nowy właściciel kamienicy przy Floriańskiej 45, gdzie mieści się słynny przybytek młodopolskich twórców, walczył w sądzie o to, by nie trzeba było płacić za użytkowanie wpisanego w rejestr zabytków wyposażenia kawiarni. Na szczęście i Noworolski, i Jama Michalika przetrwały do dziś. Podobnie jak kawiarnia w hotelu Grand, którą w nowych czasach upodobali sobie krakowscy profesorowie.

Choć niektóre z miejsc zakończyły swój żywot, zaczęły też powstawać nowe. Często bardzo oryginalne pod względem wystroju. Kręgi artystyczne długo spotykały się w Masce, kawiarni w podziemiach Starego Teatru. Wizualnym olśnieniem był stał się lokal Szuflada na Wiślnej 5 – otwarta w 1996 roku kawiarnia była utrzymana w surrealistycznym duchu . Wchodząc do środka, można było się poczuć jak w świecie rodem z wyobraźni Salvadora Dalego.

Uwielbiane przez krakowian i przyjezdnych knajpiarskie zagłębie powstało przy ul. św. Tomasza . Do dziś działają tam Loch Camelot i Cafe Dym, które przez lata przyciągały i inspirowały artystów (oraz oczywiście pozwalały im trwonić czas). W Camelocie po raz pierwszy od czasów międzywojnia zaczęto podawać krakusom espresso ze szklaneczką wody. Tutaj też wystartował kabaret Loch Camelot, założony przez Kazimierza Madeja, artystę związanego z Piwnicą pod Baranami.

W Dymie zaś przesiadywał m.in. poeta Marcin Świetlicki. Można tam było spotkać także scenografa Jerzego Skarżyńskiego czy reżysera Marcina Koszałkę. Lokal upatrzyła sobie cała plejada krakowskich twórców, dziennikarzy i literatów , często usiłujących pożyczyć od siebie nawzajem pieniądze. Dziś miejsce to odmłodniało. Chadzają tu artystycznie usposobieni studenci, a w weekendy na mikro-parkiecie urządzane są spontaniczne tańce.

Nowe czasy pokonały Kolorową czy legendarnego Fafika. Nic jednak nie było w stanie zmieść z mapy Krakowa kultowego baru kawowego Rio. Stali bywalcy przychodzą tam regularnie od kilkudziesięciu lat. Od 1996 roku organizowano tu wernisaże, wydawano też pisemko „KawRIOlet” z rysunkami i poezją.

Do dziś przetrwała (i ma się bardzo dobrze) leżąca na ul. Brackiej 3-5 Nowa Prowincja, którą założono w 2004 roku. Zebrane po antykwariatach meble, stare stoły i krzesła, antresola czy rozmaite drobiazgi tworzą niepowtarzalny klimat tego miejsca. Na kawę wpadalił tu Czesław Miłosz, Adam Zagajewski czy Ewa Lipska, ai dziś można tu spotkać Bronisława Maja. Lokal był też ulubionym miejscem Wisławy Szymborskiej.

W latach 90. życie towarzyskie Krakowa odbywało się głównie w okolicach Rynku Głównego. Kazimierz, czyli dawna dzielnica żydowska, raczej odstraszał swoim wyglądem. Był zaniedbany, a miejscami zrujnowany. Część kamienic dosłownie się rozpadała. Zapuszczali się tu głównie ci, którzy szukali egzotyki i podejrzanych przygód.

W takiej scenerii w połowie lat 90. postanowiono otworzyć pierwszą kawiarnię. Był to Singer, bez którego trudno sobie dziś wyobrazić tę część miasta. Klimat tworząy przygaszone światło, świeczki i parada staroci. Jednak muzyka, która pozwala gościom tańcować do rana na stołach , bywa już bardziej współczesna. Lokal znalazł też swoje miejsce w literaturze: pisalił o nim Irek Grin, a także Adam Wiedemann w wierszu Sobota knajpa Singer: (...) budzi mnie marcin z renatą idziemy do knajpy jestem taki zaspany że zapominam zabrać papierosy rozmowa toczy się sennie tylko marcin jest w dobrym nastroju pije wódkę z cytryną i lodem na zdrowie grafomanów jak gdyby brał od nich order uśmiechu i kpi z maleńczuka który tuż przed czterdziestką odkrył brzechwę jak gdyby tuż przed czterdziestką można było odkrywać już tylko nowe drinki

Współczesną kawiarnianą historię miasta tworzy też leżąca na Kazimierzu przy pPlacu Nowym Alchemia. Powstała kilka lat po Singerze, w 1998 roku. Młodzi właściciele uparli się, by stworzyć tu coś oryginalnego. Z naprędce pozbieranych sprzętów wyczarowali wnętrze fascynujące co rusz kolejnych bywalców, w tym często obcokrajowców. Dziś przestrzeń kawiarni powiększono o piwnice, w których odbywają się koncerty , a także oczy leżącą obok restaurację Alchemia od Kkuchni. Potem Kazimierz zaczął się zapełniać kolejnymi, jak to się mówi, „klimatycznymi” lokalami. Otwarto Kolory, Mleczarnię, Królicze Oczy i wiele, wiele innych.

Tak jak to bywało w dawnych czasach, krakowscy artyści szczególnie przywiązywali się do niektórych lokali, inne zaś odrzucali. Niekiedy anektowali miejsca po swoich świetnych poprzednikach. Tak było z Łobzowską 3, czyli niegdysiejszym Domem Plastyków.

Dłuższy czas działał tam klub Miasto Krakoff – na ścianach wisiał krakowski pop- art, odbywały się koncerty Świetlików, a także jedne z pierwszych w mieście imprezy techno czy festiwale literackie. Wpadał tu Maciej Maleńczuk, a nagrody młodym zdolnym wręczał sam Czesław Miłosz. Istnienie klubu zostało też odnotowane w książkach, choćby w Człowieku ostatniej szansy Jarosława Klejnockiego.

Innymi razy artyści świetnie odnajdywali się w miejscach tworzonych od podstaw. Tak było z kultowym Pięknym Psem. Wystartował w 2002 roku na ul. św. Jana i to była pierwsza z jego kilku siedzib.

Piękny Pies już od trzech sezonów jest najważniejszym lokalem dla całej bohemy, quasi-bohemy, wannabe-bohemy, a nawet antybohemy – pisał Piotr Czerski w książkce Ojciec odchodzi

I to szczera prawda, bo można tam było spotkać całą krakowską śmietankę towarzyską – Marcina Świetlickiego, Wilhelma Sasnala, Marcina Maciejowskiego, Sławomira Shutego... Jako że jednym ze współtwórców lokalu był pisarz Maciej Piotr Prus, to samo miejsce prędko awansowało na tytułowego bohatera literatury .

Ale knajpa inspirowała i innych artystów, i stałych bywalców, jak choćby Marcina Świetlickiego, wspominającego o niej w powieści Jedenaście, czy zespół Grube Ryby, który w piosence pt. Artyści trafnie podsumowuje styl życia i wiecznie niezrealizowane aspiracje krakowskich twórców: (...) jestem artystą z pięknego psa piję wódkę sztuka to ma miałem zostać sławnym malarzem niestety po knajpach tylko łażę namalowałem cztery płótna kiszka wyszła z płócien okrutna

Potem lokal przeniesiono na Sławkowską, Bożego Ciała, aż wreszcie trafił na pPlac Wolnica, gdzie istnieje do dziś i funkcjonuje bardziej jako klub, uwielbiany zresztą przez młodszych niż niegdyś bywalców.

W zasadzie dla krakusów – szczególnie po zamknięciu wspaniałej kawiarni przy galerii Bunkier Sztuki – okolice Rynku powoli przestają być miejscem spotkań. Co więcej, żŻycie towarzyskie przenosi się wręcz z Kazimierza (dziś też mocno skomercjalizowanego i przekazanego w objęcia turystów) w kierunku pPlacu Wolnica i dalej, aż za kładkę wiodącą na Stare Podgórze. To w tych rejonach, aż do okolic Korony, otwierają się coraz ciekawsze lokale.

Dawne czasy w pewnym sensie odeszły do lamusa. W kawiarniach nie można już palić, stara gwardia wymarła albo na zawsze zniknęła z miasta, a życie w dużej mierze przeniosło się do sieci. Jednak snując się wieczornym Krakowem nawet i w środku tygodnia, można zobaczyć lokale pełne ludzi. Nieodłącznie związana z nim tradycja trwonienia czasu na mieście, plotek i planowania wielkich artystycznych rewolucji – najczęściej nigdy nierealizowanych – wciąż nie zamarła.

Spotkania z Krakowskimi Kawiarniami